piątek, 5 sierpnia 2016

Rozdział czwarty

Promienie słoneczne przedostały się niewielkie szpary w żaluzjach oświetlając pokój wynajęty przez siostrę Joy pewnej młodej trenerce. Nastolatka nie spała zbyt dobrze tej nocy dręczona przez ogromne wyrzuty sumienia spowodowane wczorajszą kłótnią z nieznajomym. Uważała, że za bardzo naskoczyła na niego w związku z Growlithami oraz pokazała swoje dziecinne i niedojrzałe zachowanie nie wypadające w jej wieku. Najbardziej pokrzywdzone w tym wszystkim były smutne psiaki, które zostały rozdzielone przez dwójkę zadufanych w sobie nastolatków.
Dziewczyna wstała z łóżka zabierając po drodze ciuchy na przebranie i wpadła do łazienki niczym stado wściekłych Taurosów w celu porannej toaletki. Ubrała się w żółtą bluzkę z krótkim rękawem, ciemnozielone spodenki oraz ulubione trampki. Zrobiła delikatny makijaż podkreślający jej urodę. Wybiegła z pokoju biorąc po drodze plecak.
- Witaj, siostro Joy. - przywitała się z pielęgniarką. - Jak tam zdrowie uroczej Growlithe?
- Wspaniale. - wyznała. - Przed chwilą została odebrana przez swojego właściciela.
Dziewczyna słysząc tą wiadomość ucieszyła się w duchu. Alex przeczuwała, że nie zaszedł zbyt daleko od Centrum Pokemon, a ona będzie mogła go przeprosić za swoje dziecinne zachowanie.
Pielęgniarka popatrzyła zdziwiona na dziewczynę. Po chwili zrozumiała, że Alexandrze chodzi o kogoś innego.
- Pokemona odebrała wysoko brunetka w twoim wieku. Była ubrana w białą koszulę oraz jeansy. W czasie rozmowy przez telefon wspomniała o spotkaniu w lesie wertańskim za niecałą godzinę. - wytłumaczyła.
- To nie mogła być opiekunka Growlitha! - upierała się. - Jej właścicielem był chłopak, z którym się wczoraj kłóciłam.
- Ładna z was para. - wyznała. Szesnastolatka słysząc niecodzienny komplement zarumieniła się. Nie wiedziała tylko czy ze szczerego porównania czy z całkowitej ignorancji pielęgniarki.
- My nie jesteśmy razem. - zdenerwowała się. - Pierwszy raz widziałam go na oczy. To on jest właścicielem Growlithów.
Siostra Joy miała dość tej bezsensownej rozmowy.
- Nastolatka pokazała mi zdjęcie z sunią oraz z Eevee. Później widziała jak te dwie małe kruszynki bawią się ze sobą.
Alexandra postanowiła jak najszybciej opuścić Centrum Pokemon w celu wyruszenia w podróż. Straciła najmniejszą ochotę na pomoc nieznajomemu oraz chęć rozwikłania tej skomplikowanej zagadki. Chciała tylko zrobić znaczny postęp w swojej drodze do Marmorii, gdzie chciała zmierzyć się z liderem sali.
Przekraczając Wertański Las wszystkie negatywne emocje zniknęły ze wspomnień Ketchum. Spacerowała odprężona po majestatycznym terenie pełnym wielkich drzew pragnących sięgnąć nieba, świeżego powietrza przepełnionego aromatycznymi zapachami kwiatów i owoców. między szczelinami w gałęziach przedostawały się promienie słoneczne ocieplające dziewczynę. Pidgeye radośnie latały po niebie, a owadzie Pokemony były pochłonięte głębokim snem.
Tą nagłą sielankę przerwała niepokojąca cisza. Dziewczyna wyczuwała w powietrzu nadchodzące niebezpieczeństwo. Świadczyły o tym niespodziewane zniknięcie małych Caterpie i Weedle na drzewach oraz niespokojne gruchanie ptaków wzbijających się do lotu. Nastolatka stnęła w pozie gotowej do ucieczki. Z niezwykłym skupieniem nasłuchiwała zbliżających się osób bądź stworzeń.
Nagle najbliższe krzaki owocowe zaczęły głośno szeleścić. Dziewczyna była przygotowana do stoczenia walki z przeciwnikiem z pomocą Charmandera. Zamiast groźnego wroga zobaczyła parę długich brązowych uszów. Po chwili wyłoniła się główka z słodkimi brązowymi oczkami. Alexandra najciszej jak potrafiła wyciągnęła Pokedex w celu zeskanowania Pokemona.


Eevee - mały lisek potrafiący dostosować się do każdego środowiska za pomocą trzech wyjątkowych form ewolucyjnych.

Szesnastolatka chciała uciec jak najdalej z tego lasu. Nie mogła jednak zostawić małego liska na pastwę czyhającego go niebezpieczeństwa. Powoli kucnęła na ziemi chcąc utrzymać kontakt wzrokowy z malcem.
- Hej. - powiedziała łagodnie. - Mam coś dla ciebie.
Lisek z zainteresowaniem obserwował trenerkę szukającej czegoś zażarcie w swoim plecaku. Po chwili wyjęła z niego garść pysznych smakołyków dla Pokemonów. Stworek widząc apetyczny posiłek zaczął zbliżać się do nastolatki. Niestety był za wolny.
Jedzenie ukradł mu drugi lisek. Miał śniade futerko, śnieżnobiały kołnierzyk oraz puszysty ogonek. Był zaniedbany oraz wychudzony. Jego sierść została oblepiona liśćmi i najróżniejszymi odpadami. Do tego wyglądał na poważnie wychodzonego. Pokemon zjadł wszystko z apetytem. Niestety nie należał do łagodnych stworków jak jego milusi przedstawiciel gatunku. Patrzył na Alex pogardliwym wzrokiem i wyszczerzył swoje kły.
Charmander słysząc dziwne warczenie wydobywające się z zewnątrz wydostał się z czerwono-białej kuli w celu obronienia swojej trenerki przed złem. Widząc przed sobą liska w złej kondycji lekko się zdziwił.
- Chcecie walczyć. - zdziwiła się. Uważała, że pojedynek z wycieńczonym Pokemonem to przestępstwo. Wyjęła, więc z plecaka pusty Pokeball i rzuciła w nm w zdezorientowanego śniadego Eevee. Nastolatka nie wierzyła własnemu szczęściu, kiedy podniosła nowego członka zespołu znajdującego się w małym domku.
Z tego wrażenia zrzuciła plecak z ramion i mocno przytuliła swojego startera. Jaszczurka zaskoczona nagłym przypływem miłości u trenerki odwzajemniła uścisk starając się nie przypalić ubrania nastolatki swoim olbrzymim płomykiem ognia znajdującego się na końcu ogona.
Ich radość została znowu przerwana, kiedy ponownie usłyszeli charakterystyczny dźwięk złapanego Pokemona. Spojrzeli w stronę ruszającej się kuli, która przestała wirować po kilku sekundach. Dziewczyna zauważyła rozsypane chrupki pokemonowe oraz pozostałe Pokeballe. Zapewne głodny Eevee przycisnął jedną z kul przez przypadek.
- Charmy. - uśmiechnął się. - My to mamy szczęście. Dwójka nowych towarzyszy w ciągu godziny. Z takim rekordem to wyłapiemy wszystkie stworki z lasu. - oznajmiła żartobliwie.
Schowała wszystkie swoje rzeczy do plecaka. Założyła go na plecy. Teraz mogła uciec jak najdalej z tego miejsca. Kroku dotrzymywał jej ognisty starter.
Nastolatka poczuła dużą sympatię do swojego przyjaciela. Przełamała pierwszą dzielącą ich barierę lęku gwarantując sobie zbliżenie do Charmandera. przez ten mały gest, który dla niektórych był nic nie znaczący dla tej dwójki miał niezwykłe znaczenie. Od niego zaczęła się prawdziwa współpraca pomiędzy trenerką a jej podopiecznym.
Nastolatka zbliżała się powolnym tempem do wyjścia z lasu. Towarzyszyła Alex niepokojąca cisza oraz poczucie obserwowania przez tajemnicze istoty. Nie przejęła się zbytnio tym stanem, ponieważ nic nie zaatakowało ją od kilku godzin nie licząc dwóch Eevee i zabójczych liści. Charmander miała inne zdanie na ten temat. Z uwagą obserwował drogę. Niespodziewanie z jednego z najbliższych krzaków wyskoczyła znajoma postać.
Zielonowłosa czupryna była spięta w kucyk. Brązowe oczy dokładnie śledziły teren, z którego wyskoczył chłopak. Zamiast swojej żółtej bluzki z krótkim rękawem i hawajskich gaci miał na sobie czarny, policyjny kombinezon podobny do tych jakie można zobaczyć w filmach detektywistycznych. Był dobrze uzbrojony. Na lewym naramienniku widniała czerwona litera "E". Przy pasie znajdowały się trzy Pokeballe.
Nastolatek był całkowicie zajęty swoimi myślami. Zauważył obecność znajomej, kiedy stracił równowagę i poleciał na nią. Wydawało się, że ten moment może zaowocować miłością od pierwszego wejrzenia. Ta dwójka miała inne zdanie na to absurdalne stwierdzenie.
- Złaź ze mnie spasiony Snorlaxie. - próbowała zepchnąć z siebie chłopaka.
- Muszę poważnie przemyśleć tą propozycję. - droczył się z nią.
- Nie zrobisz tegi pokojowo to zastosuję ciężką broń. - uśmiechnęła się tajemniczo. - Charmy! Żar, pełną parą.
- Co?!
Charmander wziął głęboki wdech i puścił słup ognia w przestraszonego nastolatka. Chłopak w mgnieniu oka zaczął skakać jak opętany w celu ugaszenia płonącego tyłka. Dopiero interwencja Alex polegająca na oblaniu nędznego parobka wodą dała upragniony skutek.
- Noah, do cholery! - wydarł się damski głos w słuchawce nastolatka. - Gdzie ty jesteś? Team Fire lada chwila znajdzie Eevee, a cała nasza misja pójdzie na marne.
- Przepraszam. - wtrąciła się czarnowłosa.
- Księżniczko. - zwrócił się do niej chłopak. - Twój bohater rozmawia o poważnych sprawach. Później umówimy się na podwieczorek z lalkami.
- Noah. - zdenerwowała się. - Co to za dziewczyna?!
- Sylvia. - załamał się. -To tylko nic nie znacząca osoba.
- To jakim cudem spotkaliście się? - zainteresowała się.
- W sumie to na nią wpadłem. - wyznał.
- Widzimy się w Marmorii. - zakończyła rozmowę spokojnym głosem. Chłopak załamał się słysząc charakterystyczny ton zwiastujący ogromną burzę z piorunami.
- Dzięki za pomoc. - wycedził przez zęby. - Z kobietami są same problemy.
- Faceci. - stwierdziła. -  Problemy sercowe?
- Nie będę z Tobą rozmawiał na ten temat. - wykrztusił. Strzepnął z siebie piasek i pewnym krokiem ruszył przed siebie.
- Ja mam Eevee! - zawołała za nim. - Znalazłam je szwendające się po lesie. Dwóch samców. Jeden z nich jest wiecznie głodny, a drugi miał inny odcień futerka oraz słabą kondycję.
- Wspaniale. - zaczął bić brawo. - Zapewne chcesz nagrodę za złapanie Pokemonów.
- Staram się ci pomóc. - wytłumaczyła. - Zakończyłam waszą misję.
- To dopiero początek kłopotów. - wyznał. - Dostanie mi się porządny ochrzan za zdradzenie informacji osobie trzeciej.
- To twój problem.
- Masz rację. - odparł chytrze. - Widzisz te dwa słodkie Eevee zostały wybrane przez Team Fire do zmuszenia ich do ewolucji w Flareony. Ta grupa zajmuję się porywaniem rzadkich ognistych Pokemonów. Ich celem są też ludzie. - wytłumaczył.
- A co to ma wspólnego ze mną?
- Będziesz musiała znosić moją obecność w czasie podróży jako osobistego ochroniarza inaczej Tobie oraz Twoim podopiecznym grozi poważne niebezpieczeństwo...




Hej :)
Jak się wam podoba rozdział? Wiem, że dwa Eevee to dużo, ale uwielbiam te małe słodziaki :3
Jak myślicie w co ewoluują?
Następny rozdział postanowiłam napisać w narracji pierwszoosobowej :)