piątek, 5 sierpnia 2016

Rozdział czwarty

Promienie słoneczne przedostały się niewielkie szpary w żaluzjach oświetlając pokój wynajęty przez siostrę Joy pewnej młodej trenerce. Nastolatka nie spała zbyt dobrze tej nocy dręczona przez ogromne wyrzuty sumienia spowodowane wczorajszą kłótnią z nieznajomym. Uważała, że za bardzo naskoczyła na niego w związku z Growlithami oraz pokazała swoje dziecinne i niedojrzałe zachowanie nie wypadające w jej wieku. Najbardziej pokrzywdzone w tym wszystkim były smutne psiaki, które zostały rozdzielone przez dwójkę zadufanych w sobie nastolatków.
Dziewczyna wstała z łóżka zabierając po drodze ciuchy na przebranie i wpadła do łazienki niczym stado wściekłych Taurosów w celu porannej toaletki. Ubrała się w żółtą bluzkę z krótkim rękawem, ciemnozielone spodenki oraz ulubione trampki. Zrobiła delikatny makijaż podkreślający jej urodę. Wybiegła z pokoju biorąc po drodze plecak.
- Witaj, siostro Joy. - przywitała się z pielęgniarką. - Jak tam zdrowie uroczej Growlithe?
- Wspaniale. - wyznała. - Przed chwilą została odebrana przez swojego właściciela.
Dziewczyna słysząc tą wiadomość ucieszyła się w duchu. Alex przeczuwała, że nie zaszedł zbyt daleko od Centrum Pokemon, a ona będzie mogła go przeprosić za swoje dziecinne zachowanie.
Pielęgniarka popatrzyła zdziwiona na dziewczynę. Po chwili zrozumiała, że Alexandrze chodzi o kogoś innego.
- Pokemona odebrała wysoko brunetka w twoim wieku. Była ubrana w białą koszulę oraz jeansy. W czasie rozmowy przez telefon wspomniała o spotkaniu w lesie wertańskim za niecałą godzinę. - wytłumaczyła.
- To nie mogła być opiekunka Growlitha! - upierała się. - Jej właścicielem był chłopak, z którym się wczoraj kłóciłam.
- Ładna z was para. - wyznała. Szesnastolatka słysząc niecodzienny komplement zarumieniła się. Nie wiedziała tylko czy ze szczerego porównania czy z całkowitej ignorancji pielęgniarki.
- My nie jesteśmy razem. - zdenerwowała się. - Pierwszy raz widziałam go na oczy. To on jest właścicielem Growlithów.
Siostra Joy miała dość tej bezsensownej rozmowy.
- Nastolatka pokazała mi zdjęcie z sunią oraz z Eevee. Później widziała jak te dwie małe kruszynki bawią się ze sobą.
Alexandra postanowiła jak najszybciej opuścić Centrum Pokemon w celu wyruszenia w podróż. Straciła najmniejszą ochotę na pomoc nieznajomemu oraz chęć rozwikłania tej skomplikowanej zagadki. Chciała tylko zrobić znaczny postęp w swojej drodze do Marmorii, gdzie chciała zmierzyć się z liderem sali.
Przekraczając Wertański Las wszystkie negatywne emocje zniknęły ze wspomnień Ketchum. Spacerowała odprężona po majestatycznym terenie pełnym wielkich drzew pragnących sięgnąć nieba, świeżego powietrza przepełnionego aromatycznymi zapachami kwiatów i owoców. między szczelinami w gałęziach przedostawały się promienie słoneczne ocieplające dziewczynę. Pidgeye radośnie latały po niebie, a owadzie Pokemony były pochłonięte głębokim snem.
Tą nagłą sielankę przerwała niepokojąca cisza. Dziewczyna wyczuwała w powietrzu nadchodzące niebezpieczeństwo. Świadczyły o tym niespodziewane zniknięcie małych Caterpie i Weedle na drzewach oraz niespokojne gruchanie ptaków wzbijających się do lotu. Nastolatka stnęła w pozie gotowej do ucieczki. Z niezwykłym skupieniem nasłuchiwała zbliżających się osób bądź stworzeń.
Nagle najbliższe krzaki owocowe zaczęły głośno szeleścić. Dziewczyna była przygotowana do stoczenia walki z przeciwnikiem z pomocą Charmandera. Zamiast groźnego wroga zobaczyła parę długich brązowych uszów. Po chwili wyłoniła się główka z słodkimi brązowymi oczkami. Alexandra najciszej jak potrafiła wyciągnęła Pokedex w celu zeskanowania Pokemona.


Eevee - mały lisek potrafiący dostosować się do każdego środowiska za pomocą trzech wyjątkowych form ewolucyjnych.

Szesnastolatka chciała uciec jak najdalej z tego lasu. Nie mogła jednak zostawić małego liska na pastwę czyhającego go niebezpieczeństwa. Powoli kucnęła na ziemi chcąc utrzymać kontakt wzrokowy z malcem.
- Hej. - powiedziała łagodnie. - Mam coś dla ciebie.
Lisek z zainteresowaniem obserwował trenerkę szukającej czegoś zażarcie w swoim plecaku. Po chwili wyjęła z niego garść pysznych smakołyków dla Pokemonów. Stworek widząc apetyczny posiłek zaczął zbliżać się do nastolatki. Niestety był za wolny.
Jedzenie ukradł mu drugi lisek. Miał śniade futerko, śnieżnobiały kołnierzyk oraz puszysty ogonek. Był zaniedbany oraz wychudzony. Jego sierść została oblepiona liśćmi i najróżniejszymi odpadami. Do tego wyglądał na poważnie wychodzonego. Pokemon zjadł wszystko z apetytem. Niestety nie należał do łagodnych stworków jak jego milusi przedstawiciel gatunku. Patrzył na Alex pogardliwym wzrokiem i wyszczerzył swoje kły.
Charmander słysząc dziwne warczenie wydobywające się z zewnątrz wydostał się z czerwono-białej kuli w celu obronienia swojej trenerki przed złem. Widząc przed sobą liska w złej kondycji lekko się zdziwił.
- Chcecie walczyć. - zdziwiła się. Uważała, że pojedynek z wycieńczonym Pokemonem to przestępstwo. Wyjęła, więc z plecaka pusty Pokeball i rzuciła w nm w zdezorientowanego śniadego Eevee. Nastolatka nie wierzyła własnemu szczęściu, kiedy podniosła nowego członka zespołu znajdującego się w małym domku.
Z tego wrażenia zrzuciła plecak z ramion i mocno przytuliła swojego startera. Jaszczurka zaskoczona nagłym przypływem miłości u trenerki odwzajemniła uścisk starając się nie przypalić ubrania nastolatki swoim olbrzymim płomykiem ognia znajdującego się na końcu ogona.
Ich radość została znowu przerwana, kiedy ponownie usłyszeli charakterystyczny dźwięk złapanego Pokemona. Spojrzeli w stronę ruszającej się kuli, która przestała wirować po kilku sekundach. Dziewczyna zauważyła rozsypane chrupki pokemonowe oraz pozostałe Pokeballe. Zapewne głodny Eevee przycisnął jedną z kul przez przypadek.
- Charmy. - uśmiechnął się. - My to mamy szczęście. Dwójka nowych towarzyszy w ciągu godziny. Z takim rekordem to wyłapiemy wszystkie stworki z lasu. - oznajmiła żartobliwie.
Schowała wszystkie swoje rzeczy do plecaka. Założyła go na plecy. Teraz mogła uciec jak najdalej z tego miejsca. Kroku dotrzymywał jej ognisty starter.
Nastolatka poczuła dużą sympatię do swojego przyjaciela. Przełamała pierwszą dzielącą ich barierę lęku gwarantując sobie zbliżenie do Charmandera. przez ten mały gest, który dla niektórych był nic nie znaczący dla tej dwójki miał niezwykłe znaczenie. Od niego zaczęła się prawdziwa współpraca pomiędzy trenerką a jej podopiecznym.
Nastolatka zbliżała się powolnym tempem do wyjścia z lasu. Towarzyszyła Alex niepokojąca cisza oraz poczucie obserwowania przez tajemnicze istoty. Nie przejęła się zbytnio tym stanem, ponieważ nic nie zaatakowało ją od kilku godzin nie licząc dwóch Eevee i zabójczych liści. Charmander miała inne zdanie na ten temat. Z uwagą obserwował drogę. Niespodziewanie z jednego z najbliższych krzaków wyskoczyła znajoma postać.
Zielonowłosa czupryna była spięta w kucyk. Brązowe oczy dokładnie śledziły teren, z którego wyskoczył chłopak. Zamiast swojej żółtej bluzki z krótkim rękawem i hawajskich gaci miał na sobie czarny, policyjny kombinezon podobny do tych jakie można zobaczyć w filmach detektywistycznych. Był dobrze uzbrojony. Na lewym naramienniku widniała czerwona litera "E". Przy pasie znajdowały się trzy Pokeballe.
Nastolatek był całkowicie zajęty swoimi myślami. Zauważył obecność znajomej, kiedy stracił równowagę i poleciał na nią. Wydawało się, że ten moment może zaowocować miłością od pierwszego wejrzenia. Ta dwójka miała inne zdanie na to absurdalne stwierdzenie.
- Złaź ze mnie spasiony Snorlaxie. - próbowała zepchnąć z siebie chłopaka.
- Muszę poważnie przemyśleć tą propozycję. - droczył się z nią.
- Nie zrobisz tegi pokojowo to zastosuję ciężką broń. - uśmiechnęła się tajemniczo. - Charmy! Żar, pełną parą.
- Co?!
Charmander wziął głęboki wdech i puścił słup ognia w przestraszonego nastolatka. Chłopak w mgnieniu oka zaczął skakać jak opętany w celu ugaszenia płonącego tyłka. Dopiero interwencja Alex polegająca na oblaniu nędznego parobka wodą dała upragniony skutek.
- Noah, do cholery! - wydarł się damski głos w słuchawce nastolatka. - Gdzie ty jesteś? Team Fire lada chwila znajdzie Eevee, a cała nasza misja pójdzie na marne.
- Przepraszam. - wtrąciła się czarnowłosa.
- Księżniczko. - zwrócił się do niej chłopak. - Twój bohater rozmawia o poważnych sprawach. Później umówimy się na podwieczorek z lalkami.
- Noah. - zdenerwowała się. - Co to za dziewczyna?!
- Sylvia. - załamał się. -To tylko nic nie znacząca osoba.
- To jakim cudem spotkaliście się? - zainteresowała się.
- W sumie to na nią wpadłem. - wyznał.
- Widzimy się w Marmorii. - zakończyła rozmowę spokojnym głosem. Chłopak załamał się słysząc charakterystyczny ton zwiastujący ogromną burzę z piorunami.
- Dzięki za pomoc. - wycedził przez zęby. - Z kobietami są same problemy.
- Faceci. - stwierdziła. -  Problemy sercowe?
- Nie będę z Tobą rozmawiał na ten temat. - wykrztusił. Strzepnął z siebie piasek i pewnym krokiem ruszył przed siebie.
- Ja mam Eevee! - zawołała za nim. - Znalazłam je szwendające się po lesie. Dwóch samców. Jeden z nich jest wiecznie głodny, a drugi miał inny odcień futerka oraz słabą kondycję.
- Wspaniale. - zaczął bić brawo. - Zapewne chcesz nagrodę za złapanie Pokemonów.
- Staram się ci pomóc. - wytłumaczyła. - Zakończyłam waszą misję.
- To dopiero początek kłopotów. - wyznał. - Dostanie mi się porządny ochrzan za zdradzenie informacji osobie trzeciej.
- To twój problem.
- Masz rację. - odparł chytrze. - Widzisz te dwa słodkie Eevee zostały wybrane przez Team Fire do zmuszenia ich do ewolucji w Flareony. Ta grupa zajmuję się porywaniem rzadkich ognistych Pokemonów. Ich celem są też ludzie. - wytłumaczył.
- A co to ma wspólnego ze mną?
- Będziesz musiała znosić moją obecność w czasie podróży jako osobistego ochroniarza inaczej Tobie oraz Twoim podopiecznym grozi poważne niebezpieczeństwo...




Hej :)
Jak się wam podoba rozdział? Wiem, że dwa Eevee to dużo, ale uwielbiam te małe słodziaki :3
Jak myślicie w co ewoluują?
Następny rozdział postanowiłam napisać w narracji pierwszoosobowej :) 



niedziela, 24 lipca 2016

Rozdział trzeci - Na ratunek!

Wraz z przepięknym zachodem słońca nad spokojnym miasteczkiem Wertanią, nasza główna bohaterka przekroczyła próg Centrum Pokemon. Nastolatkę uderzył chłodny wiaterek klimatyzowanego pomieszczenia służącego za poczekalnię. W pokoju znajdowały się wygodne, czerwone kanapy, duże doniczkowe roślinki oraz obrazki przedstawiające wesołych trenerów z podopiecznymi. W samym centrum znajdowała się olbrzymi blat, za którym była uśmiechnięta kobieta.
Różowowłosa pielęgniarka z pięknymi błękitnymi oczami powitała zbliżającą się Alex ciepłym spojrzeniem. Nastolatka wtedy zauważyła kwadratową, kamienną rzeźbę przedstawiającą cztery istoty. W górnym lewym rogu znajdował się wielki ognisty ptak, w lewym dolnym był ptak przypominający błyskawicę, w prawym górnym rogu został wyrzeźbiony dziwny ptak z koroną , a pod nim ogromny pies z paskami na ciele. Dziewczyna wyraźną dozą zainteresowania oglądała majestatyczne stworzenia.


Siostra Joy cierpliwie czekała na najmniejszą nić porozumienia z trenerką.
- Przepraszam. - powiedziała spokojnie. - W czym mogę pomóc?
Alex otrząsnęła się z transu.
- Bardzo przepraszam. Zamyśliłam się. - wytłumaczyła się. -  Mogłaby siostra obejrzeć mojego Pokemona. - oznajmiła kładąc czerwono-białą kulę na blacie. - Chciałabym też wynająć pokój. 
Pielęgniarka zabrała Pokeball z biurka umieszczając go na specjalnej podstawce. Różowowłosa wręczyła klucz do pokoju życząc nastolatce spokojnej nocy.
Alexandra była wykończona długą, trzydniową wędrówką do Wertanii, więc perspektywa spędzenia kilku godzin w wygodnym łóżku wydawała się jej największym luksusem. Kiedy nadeszła upragniona chwila snu w jednym z wynajętych pomieszczeń, nastolatka nie mogła zmrużyć oka. Przewracała się na wszystkie strony w celu znalezienia odpowiedniej pozycji, ale nie próżno był wysiłek. W końcu postanowiła, że przejdzie się na spacer.
Późnym wieczorem miasto wydawało się o wiele piękniejsze niż za dnia. Światła latarni rzucały delikatną poświatę na budynki dodając im tajemniczości. Tysiące gwiazd migoczących na granatowym niebie wydawały się być małymi lampkami podobnymi do światełek choinkowych. Srebrny księżyc rzucał swoją poświatę na Wertanię oświetlając nastolatce drogę.
Dziewczyna miała na sobie krótkie, ciemnozielone spodenki, białą bluzkę z krótkim rękawem, czarne trampki oraz bluzę w kolorze moro. Na plecach wisiał jej ulubiony ciemnozielony plecak z najróżniejszymi przypinkami ze zwiedzonych miejsc.
Alexandra rozmyślała o swojej wcześniejszej bitwie z Camilą. Wiedziała, że uległa lękowi i straciła panowanie nad sobą oraz całą sytuacją. Najgorsze w tym wszystkim była obojętna postawa nastolatki nad podopiecznym. Nie odezwała się do niego słowem po walce ani w podróży. Dziewczyna wiedziała, że z każdym dniem zbliża się do Marmorii w celu stoczenia pojedynku z liderem.
Postanowiła, że za kilka godzin będzie musiała zmierzyć się z własnym przeznaczeniem, czyli zbliżyć się do Charmandera i nawiązać z nim nić porozumienia. W swoim serduszku czuła sympatię do ognistego startera, który zaciekle bronił honoru trenerki podczas bitwy z panną Lynn.
Dziewczyna rozmyślając nad treningiem dla Charmandera usłyszała nagle ciche skomlenie wydobywające się ciemnego zaułku. Ciche jęki ciepiącego stworzenia złapały za serce Alexandrę. Postanowiła pomóc biednemu stworkowi. Powoli zakradnęła się do miejsca, gdzie znajdował się poszkodowany Pokemon.
Pierwsze co uderzyło Alex to obrzydliwy zapach śmieci oraz zgnilizny. Nastolatka zatkała nos od niemiłego zapachu. Drugim szczegółem utrudniającym dotarcie do cierpiącego stworzenia była olbrzymia ciemność. Na szczęście czarnowłosa wzięła ze sobą Pokedex oświetlając sobie uruchomionym programem drogę. Szesnastolatka znajdowała się w typowym zaułku z dużym, granatowym kontenerem oraz masa śmieci. Jednak wśród zgiełku rupieci zauważyła dwie pary ślepi.
Po chwili na ciele poczuła przyjemne ciepło, które zmieniło się w spiralę gorąca. Nastolatka w ostatnim momencie schowała się za kubłem za śmieci.
Alexandra będąc zaintrygowana niezwykłym stworzeniem skanowała go za pomocą Pokedexu.



Growlithe są bardzo przyjaznymi Pokemonami, strzegącymi swojego terytorium przed intruzami. Są odważne i chętne stawiają do walki. Należą do lojalnych stworków chroniących własnego trenera przed złem.

Alex wychyliła się lekko chcąc zobaczyć ognistego Pokemona. Ujrzała czarną postać poruszającą się nerwowo. Córka Ketchuma niepotrzebnie się martwiła o stan zdrowia pieska, ponieważ wyglądał na chodzący okaz zdrowia. Do tego stwierdziła, że jej obecność tylko zestresowała stworzenie, które pilnuje swojego terenu. Dopiero, kiedy bezszelestnie wstała, zauważyła drugiego Pokemona tego samego gatunku leżącego w starym kartonie.
Ten Growlithe zdecydowanie różnił się od swojego zdrowego przyjaciela. Pokemon ciężko oddychał o ciągle lizał przednią łapkę jęcząc przy tym z bólu. Potrzebował natychmiastowej opieki. Mimo tych szczegółów wyglądał na zadbanego pieska. Nie był wychudzony, a sierść pozostała w idealnym stanie. Alex przypuszczała, że oba Pokemony zastały porzucone albo uciekły od właściciela. Nie miała, jednak czasu, aby snuć teorie. Chciała jak najszybciej zabrać ich do kliniki.
Wyciągnęła z plecaka świeże ciasteczka dla Pokemonów przygotowanych przez mamę nastolatki w dniu rozpoczęcia wyprawy. Wyszła z kryjówki, ostrożnie podchodząc do Growlithów. Zdrowy Pokemon na widok szesnastolatki najeżył sierść, pokazał swoje kły oraz wydał dźwięk ostrzegawczy.
- Hej. - powiedziała łagodnie. Kucnęła, aby móc spojrzeć w oczy zdenerwowanego pieska. - Mam coś dla was.
Alexandra rzuciła w Growlithe ciasteczkiem, którego złapał w locie i zjadł z wielki apetytem. Charakter pieska od razu zmienił się nie do poznania. Ognisty Pokemon podszedł do nastolatki z wywalonym jęzorem na wierzchu i zaczął się do niej łasić. Dziewczyna pogłaskała go po głowie.
- Nie sądziła, że tak szybko się zaprzyjaźnimy. - wyznała.
Podeszła bliżej drugiego Growlitha chcąc obejrzeć jego zranioną łapę. Dopiero teraz zauważyła, że ma do czyniena z prawdziwą damą, która była troszeczkę mniejsza od swojego przyjaciela. Charakter miała całkowicie inny. Była bardzo płochliwa i nie dała się dotknąć nastolatce. Odsuwała się od niej ze strachem wymalowanym w oczach. Alex zrobiło się smutno z powodu braku zaufania oraz chęci nawiązania kontaktu. Właśnie uświadomiła sobie, że przypomina tą małą istotkę, która boi się zaprzyjaźnić z Charmanderem. Z kolei ona powinna być otwarta na niego jak zdrowy ognisty piesek.
Wyciągnęła w stronę przestraszonej Growlithe garść przysmaków oraz małą miseczkę wody. Pokemon popatrzył to na dziewczynę to na jedzenie z pewną wątpliwością. Nastolatka postanowiła zaryzykować i pogłaskać szczeniaka. Dama pod wpływem nagłej czułości odprężyła się i zaczęła lizać rękę wybawczyni.
- Też cię kocham. - wyszeptała. Przez ten czas obserwowała jak Growlithy pochłaniają jedzenie w błyskawicznym tempie.
Dziewczyna wzięła na ręcę szczeniaka, która obdarzyła ją przez całą drogę całusami w policzk. Jej towarzysz patrzył z wyraźną zazdrością na nastolatkę jakby sam chciał zostać wycałowany przez śliczną przedstawicielkę jego gatunku. 
Szesnastolatka wpadła do Centrum Pokemon niczym gruby, niezdarny Snorlax powodując nagłe ożywienie siostry Joy wykonywujący papierkową robotę po godzinach. Gdy zobaczyła ciężko oddychającą nastolatkę oraz dwa towarzyszące jej Growlithy bez słowa zabrała je na salę. Alex cierpliwie czekała na wyniki badań ognistych szczeniaków, kiedy pielęgniarka poinformowała ją o stabilnym stanie oraz rozkazała jej wrócić do łóżka. Dziewczyna bardzo protestowała, ale wraz z wejściem pod pościel oddała się ulubionej czynności.


- Witaj siostro Joy. - przywitała się wyspana, uśmiechnięta Alex. - Jak się czuję Charmander? U Growlithów wszystko w porządku?
- Twój Pokemon jest w dobrej kondycji. - odparła podając nastolatce Pokeball z podopiecznym. - Tylko humor mu nie dopisuję.
- Spokojnie. - oznajmiła córka Ketchuma. - Kiedy mnie zobaczy entuzjazm mu wróci.
- Co do twoich ognistych piesków. - zaczęła. - Oba są w bardzo dobrym stanie. Gdyby nie twoja szybka reakcja w łapę samiczki wdałoby się zakażenie. Odkryłam również jeden ciekawy fakt.
- Jaki? - zaciekawiła się.
- Te Growlithy mają właścicieli. - wyznała - Mogły się zgubić albo...
- Albo?
- Zostać porzucone. - dokończyła.
Nastolatkę przeszedł niemiły dreszcz po plecach.
- Jak można być takim podłym trenerem?! - zezłościła się. - Jak?
- Spokojnie, Alex. - powiedziała łagodnie pielęgniarka. - Nie wysuwaj pochopnych wniosków.
- Dobrze. - opanowała się. - Mogłabym zabrać je na mały spacer?
- Oczywiście. - zgodziła się.
Siostra Joy zniknęła w jednym z pomieszczeń, aby wyprowadzić dwa wesołe szczeniaki. Na widok swojej wybawicielki zaczęły radośnie skakać wokół nastolatki. Zauważyła, że jej mała przyjaciółka miała zabandażowaną łapę.
Dziewczyna udała się boisko treningowe z Pokemonami znajdujące się za Centrum Pokemon. Szczeniaki radośnie bawiły się piłką. Natomiast nastolatka trzymała w ręce czerwono-białą kulę wyczekując odpowiedniego momentu wypuszczenia swojego podopiecznego. Niestety nie doczekała się, ponieważ zauważyła podejrzaną postać kręcącą się wokół Growlithów.
- Stary, jesteś! - krzyknął nieznajomy.
Nastolatek był dość wysoki jak na swój wiek. Miał długie, ciemnozielone włosy związane w kucyka, brązowe oczy oraz oliwkową karnację. Był ubrany w czarną bluzkę z krótkim rękawem ciemnozielone spodenki w hawajskie kwiaty oraz czarne trampki.
- Szukałem cię po całej Wertanii. - wyznał głaszcząc przytulającego się do niego Growlithe płci męskiej.
Szczeniak nie mógł ukryć swojej radości skacząc po właścicielu oraz radośnie szczekając. Nastolatka patrzyła na to powitanie z dużym uśmiechem na twarzy. Postanowiła podejść do chłopaka i zamienić z nim kilka słów.
Nieznajomy widząc Alex bardzo się zdenerwował. jego twarz przybrała buraczkowy odcień jakby chciał zionąć prawdziwym ogniem. Przypuszczał, że to ona wyrządziła krzywdę szczeniakom porywając je.
- Hej. - przywitała się pogodnie.
- Dlaczego ukradłaś Growlithy? - wybuchł.
Dziewczyna była zaskoczona nagłą reakcją chłopaka. Z szoku odebrało jej na pewien czas mowę. 
- Nie masz nic na swoją obronę. - krzyczał. - Najpierw zabrałaś niewinne Pokemony trenerom, aby sprzedać je grupie Team Fire? Pracujesz dla nich? Ile ci dali łapówki?
Alexandra czuła się dość niezręcznie. Nie wiedziała o czym mówi do niej nieznajomy. Postanowiła uświadomić mu swoją rację.
- Znalazłam te biedne Growlithy w ciemnym zaułku. Były w złym stanie. Dzięki mojej pomocy mogły zginąć.
- Czyli to ty jesteś tutaj bohaterką. - przedrzeźniał sarkastycznie nastolatek. - Przepraszam, księżniczkę.
- Z większym szacunkiem mów do prawdziwej damy, nędzny parobku. - powiedziała z wyraźną ironią.
- Jak sobie życzysz, moja pani. - ukłonił się niezdarnie pokazując udawany szacunek.
- Widać na jak niskim poziomie jesteś. - skomentowała jego gest powodując skok ciśnienia u nastolatka.
- Growlithy idą za mną. - zakończył tę bezsensowną wymianę zdań wołając ogniste psiaki. Tylko jeden zareagował na polecenia trenera. - Hej, skarbie. Chodź ze mną.
Sunia z pogardą odwróciła głowę pokazując mu jasno, że zostaję z szesnastlatką.
- Widocznie ta Growlithe wyczuwa prawdziwych plebsów i wybiera towarzystwo na poziomie.
- Kolejna dama. - wycedził przez zęby.
Nastolatek odszedł wkurzonym krokiem z boiska. Za nim podążał smutny Growlithe, który musia opuścić swoją dobrą przyjaciółkę.
Alexandra nie chcąc oglądać nędznego parobka wróciła do Centrum Pokemon na obiad w towarzystwie nieszczęśliwej damy tęskniącej za swoim wiecznie głodnym kumplu.



Hej :)
Jak wam się podoba rozdział? Jak myślicie jakie Pokemony znajdują się na kamiennej rzeźbie? Co myślicie o nowej postaci? I jak wam się podobają urocze Growlithy?
W następnym tygodniu nie pojawi się rozdział, ponieważ wyjeżdżam na wakacje :)






środa, 20 lipca 2016

Rozdział drugi - Lekcja na przyszłość

Jednym z najpiękniejszych miejsc jakie widziała dotąd Alex był mały ogród znajdujący się za domem profesora Oaka. Dziewczyna widząc bardzo zadbany teren, którym przez lata zajmował się znany naukowiec odebrało jej mowę. 
Świeża, zielona trawa pokryta malutkimi kropelkami rosy mieniącymi się w promieniach słońca niczym kryształki sprawiała wrażenie ogromnego, miękkiego dywanu. Rządki, idealnie przystrzyżonych krzewów pięknych róż z najróżniejszymi kolorami wypełniały ogród słodkim zapachem. Drzewa z dużymi owocami kusiły wzrok nastolatki chętnej zjedzenia jednego z soczystych cudów natury. W centrum znajdowała się marmurowa fontanna z podobizną wesołego Squirtla, z którgo z ust leciał strumyczek czystej wody. Kilka Pidgeyów odpoczywało wygrzewających się w promieniach słonecznych. Butterfree spijały nektar z kwiatów. Caterpie oraz Weedle smacznie spały w cieniach drzew. Istny raj dla małych Pokemonów.
Nastolatka była tak zafascynowana majestatycznym ogrodem, że całkowicie zapomniała o zniecierpliwionej rywalce kipiącej ze złości. Czekała ona na wyznaczonym miejscu dla trenera gotowego stoczyć bitwę. Widząc brak zainteresowania ze strony Alexandry postanowiła przypomnieć jej o obiecanej walce przez brutalny sposób.
Wzięła do ręki Pokeball ze swoim nowym podopiecznym. Wypuściła go z kuli po raz pierwszy, żeby użyć malca do pewnego podstępu. Przed Camilą ukazał się mały stworek przypominający dinozaura z dużą bulwą na plecach oraz wielkimi, brązowymi oczami. Pokemon widząc swoją opiekunkę wydał z siebie radosny dźwięk i zaczął się przytulać do nogi trenerki. Dziewczyna pod wpływem miłego gestu zapomniała o planie tylko zauroczyła się we własnym podopiecznym.
- Jesteś bardzo kochany. - powiedziała. - Do tego taki piękny i silny.
Bulbasaur był zachwycony pieszczotami. Bardzo pokochał swoją trenerkę, mimo, że znał ją od niecałych pięciu minut.
Alex widząc szczęśliwą rywalkę uśmiechnęła się.
Ta dwójka widocznie została sobie przeznaczona. Poza tym szesnastolatka zauważyła pewną przemianę w zachowaniu Camili. Przytulając swojego podopiecznego wyglądała na miłą, przyjazną dziewczynę, która przez lata ukrywała swoją prawdziwą tożsamość.
Jej największa rywalka - piękna blondynka o skamieniałym sercu posiadał prawdziwe uczucia. Mało tego. Była stuprocentową istotą mającą uczucia, pragnienia, potrzeby oraz marzenia. Wszystko o czym przez cały czas zapominała Alex, kiedy wzajemnie się obrażały.
Teraz, kiedy nastolatka o tym myślała to zauważała w Camili same złe cechy. Dzisiaj dostrzegła zupełnie inną osobę. Kogoś potrafiącego cieszyć się małymi rzeczami, okazywać troskę oraz miłość do Pokemona publicznie nie wstydząc się swoich uczuć. Alex doszła do ważnego wniosku. Z wielkim uśmiechem Camili do twarzy.
Alexandra z dużą motywacją naprawienia relacji z Camilą stanęła na przeciwko niej w specjalnym miejscu przeznaczonym dla trenera. Dziewczyna widząc rywalkę poświęcającą całą uwagę swojemu podopiecznemu automatycznie wyciągnęła Pokeball z ognistym stworkiem z plecaka. Popatrzyła na czerwono-białą kulę z pewną wątpliwością.
- Hej, mały. - wyszeptała do Pokeballa. - Nie wiem czy nadaję się na twoją trenerkę. Bardzo się boję sprostać temu zadaniu.  - wyznała. - Najbardziej obawiam się braku zrozumienia z Twojej strony.
Nagle kula zaczęła się niepokojąco poruszać. Przestraszona szesnastolatka niespodziewaną reakcją Pokeballa upuściła go na ziemię. Kula potoczyła się powoli po boisku. Kiedy zatrzymała się, wydała z siebie charakterystyczny dźwięk. Czerwony promień wypuścił z Pokeballa małą, pomarańczową jaszczurkę z niewielkim płomykiem znajdującym się na końcu ogona.
Pokemon radośnie zapiszczał widząc swoją trenerkę.
Alexandra nie podzielała podobnego entuzjazmu co ognisty starter. Ze strachem wymalowanym na twarzy odsunęła się od malca o dobre kilka metrów modląc się w duchu, aby Charmander nie zionął w nią ogniem. Dziewczyna od najmłodszych lat bała się Charizardów oraz jego wcześniejszych form ze względu na nieprzyjemne spotkanie w przyszłości.
Alex przyjechała do sąsiadującego regionu w celu spędzenia tam czasu na obozie letnim profesora Elma. Niedaleko laboratorium naukowca mieszkała Kelly, bliska kuzynka Asha. Postanowiła ona zabrać małą dziewczynkę na spacer po okolicy. Siedmiolatka będąc pod wrażeniem zobaczenia nowych stworków postanowiła wybrać się na samotne zwiady pozostawiając niczego nie świadomą opiekunkę przy budce z lodami, gdzie dokonywała zamówienia. W tym czasie młoda Ketchum udała się do najbliższego lasu. Straciła rachubę czasu błądząc po całej okolicy podziwiając tutejszą przyrodę oraz rzadko spotykane w regionie Kanto stworki. W pewnym momencie zauważyła migoczące punkty na niebie oraz zachodzące, czerwone słońce. Spanikowana zaczęła głośno szlochać. Jednak to nie było najgorsze w tej historii. Dziewczynka poczuła nieprzyjemny zapach oraz zobaczyła wznoszące się kłęby dymu. Wszyscy mieszkańcy lasu panicznie zaczęły uciekać od wielkiego pożaru. Alex pobiegła za nimi w nadziei, że znajdzie wyjście z niebezpieczeństwa. Niestety szczęście jej nie dopisywało, ponieważ potknęła się o wystający konar, tłukąc sobie kolano. Wtedy na niebie zobaczyła JEGO. Ogromnego, pomarańczowego smoka zionącego ogniem we wszystko co popadnie. Charizard latał w kółko widocznie czegoś szukając pomiędzy drzewami. Roztrzęsiona siedmiolatka zaczęła głośno płakać. Na szczęście usłyszła to jej ciocia, która od kilku godzin szukała swojej zguby.
Historia miała szczęśliwe zakończenie, ponieważ nikomu nie stała się żadna, poważna krzywda. Las został szybko ugaszony, a mali mieszkańcy z pomocą ludzi szybko przywrócili dom do swojej funkcji. Ta przygoda zapisała się w pamięci Alex wzbudzając w niej strach do dużych Charizardów.
Nastolatka próbowała zwalczyć fobię. Myślała, że do końca udało jej się przezwyciężyć lęk przed ognistym starterem. Niestety bardzo się przeliczyła. Widząc przed sobą wesołego Charmandera zbliżającego się do niej pewnym krokiem przed oczami pojawił się obraz Charizarda zionącego ogniem.
- Zaczynamy walkę? - spytała pewna zwycięstwa Camila. - Masz minę jakbyś pogodziła się już ze swoją porażką.
Charmander widząc stojącą na przeciw niego drugą dziewczynę oraz przygotowanego do bitwy przeciwnika ustawił się na wyznaczonym miejscu. Za wszelką cenę chciał wygrać pojedynek, aby zaimponować własnej trenerce.
Nastolatka wzięła się w garść. Z zdeterminowanym nastawieniem stanęła na przeciw rywalki.
- Dzikie Pnącza!
Z bulwy Bulbasaura wyrosły ciemnozielone kończyny, które z niebywałą szybkością pędziły w stronę Charmandera czekającego na pierwsze polecenie.
- Unik.
Jaszczurka zręcznie odskoczyła, ale pnącza szybko owinęły się wokół ciała Pokemona. Bulbasaur podniósł przeciwnika i mocniej zacisnął petlę na ciele pomarańczowego stworka. Charmander wydał z siebie jęk bólu. Alex widząc cierpienie podopiecznego straciła wiarę w wygraną.
- Rzuć nim o ziemię. - powiedziała obojętnie blondynka całkowicie pewna swojej wygranej. - Czas to zakończyć.
Bulbasaur z całych sił cisnął ognistym stworkiem o podłoże. Myśląc o zwycięstwie odwrócił się do przeciwnika tyłem idąc prosto do trenerki. Charmander miał inne zdanie na ten temat. Zionął z całych sił falą olbrzymiego ognia.
Nikt nie przygotował się na taki obrót spraw. Trawiasty stworek nie zdążył sie obronić i został pochłonęły przez nagłą falę gorąca. Alex wydała z siebie przeraźliwy krzyk, który spowodował kolejną śmierć kawy profesora Garego. Mężczyzna upuścił ją powodując zbicie ulubionego kubka z małymi Umbreonami.
Po ataku oba Pokemony ledwo stały na nogach. Nastolatki z wyczekiwaniem obserwowały swoich podopiecznych całkowicie ignorując lamenty Oaka opłakującego kawę.
- Bulbasaur. - wyszeptała Camila. - Wierzę w Ciebie, kochany.
Ten szczegół zadecydował o wyniku rozgrywki. Trawiasty Pokemon wytrzymał dłużej niż zmęczony Charmander, który padł z wycieńczenie. Nie dostał żadnego dopingu ze strony przestraszonej Alex, więc szybko się poddał.
- Jesteś wspaniały. - wychwalał zielonego stworka panna Lynn. - Najlepszy.
Podniosła go z ziemi i przytuliła mocno do siebie. Alexandra bez żadnego słowa schowała Charmandera. Spojrzała na rywalkę pustym wzrokiem.
Dziewczyna całkowicie inaczej wyobrażała sobie początek własnej podróży. W marzeniach zawsze wydawało się jej to prostą sprawą nie wymagającą żadnej większej filozofii. Wiele razy wyobrażała sobie pełną zapału Alex odbierającą od profesora Squirtla lub Bulbasaura, z którym przemierzała Kanto zdobywając bez problemu odznaki oraz nowych przyjaciół. Niestety rzeczywistość była brutalniejsza. Przegrała swoją pierwszą bitwę Pokemonem mającym przewagę typu.
- Skarbie? - zmartwił się Ash pojawiając się niespodziewanie obok córki.
- Przegrałam tato. - wyznała smutnym głosem Alex. Popatrzyła na boisko pustym wzrokiem. Dostrzegła, że nigdzie nie może znaleźć swojej rywalki, która prawdopodobnie wyruszyła już w podróż. - Co tutaj robisz? - spytała obojętnym tonem.
- Gary zadzwonił, abym z Tobą porozmawiał. - powiedział. - Wspomniał też coś o kupnie nowego kubka.
Na twarzy nastolatki zawitał delikatny uśmiech na wspomnienie żałoby profesora Oaka nad niedokończoną drugą kawą.
- Widzisz, kochanie. - zaczął Ash biorąc córkę pod ramię i kierując się w stronę pięknego ogródka. - Początki zawsze są trudne. Dopiero zaczynasz swoja drogę do sukcesu. To zrozumiałe, że nie wszystko może ci wychodzić.
- Tato. - zirytowała się dziewczyna. - Camila posiada Bulbasaura. Mi przypadł Charmander. Posiadałam zdecydowaną przewagę typu, więc dlaczego poniosłam porażkę?
- Pokemony to istoty bardzo rozumne oraz uczuciowe. Twój Charmander wyczuł twoją niechęć oraz strach. Przez twój lęk zaczął się denerwować. Wydawało mu się, ze to przez niego cierpisz. Poza tym nie okazałaś mu żadnego wsparcia podczas bitwy co miało duży wpływ na jego ducha walki. Gdy uwierzysz we własne siły oraz całkowicie zaufasz swojemu Pokemonowi gwarantuję ci, że bez problemu dostaniesz się do Ligii Kanto. Nigdy nie zapominaj o tym.
- Dobrze. - odparła nastolatka. Nabrała nowego punktu widzenia na całą sytuację. Postanowiła stopniowo przełamać swój lęk o zawrzeć przyjaźń z Charmanderem.
Gary widząc zmienioną postawę córki swojego przyjaciela wręczył jej sześć Pokeballi oraz Pokedex.
- Dziękuję za wszystko, profesorze.
Mężczyzna skinął głową.
- Pa, tato. - przytuliła się do Asha. - Kocham Cię. - po czym ze zdeterminowaniem obiecała mu. - Widzimy się w Lidze Kanto.



Hej :) 
Jaki jest Wasz ulubiony starter z regionu Kanto i dlaczego ten? :)
Jak się podoba rozdział? 
Kolejny rozdział jeszcze w tym tygodniu.

poniedziałek, 18 lipca 2016

Rozdział pierwszy - Przygodę czas zacząć!

Promienie słoneczne przedostawały się przez małe szczeliny żaluzji rzucając światło na łóżko młodej dziewczyny. Nastolatka wydała z siebie zrezygnowany jęk przepełniony frustracją z powodu przerwania zasłużonego snu. Zasłoniła twarz jasnoniebieską poduszką dając do zrozumienia światu, aby wyłączył słońce. W końcu przewróciła się na drugi bok. Wtuliła się w wygodną pościel z małymi Rapidashami i całkowicie oddała się ulubionej czynności. 
Wszystko wydawało się idealne do momentu głośnego miauczenia wydawanego przez budzik w kształcie Meowtha. Oznajmił on, że zbliżała się godzina siódma. Dziewczyna niczym oparzona spadła z łóżka z wielkim hukiem lądując na podłodze. Natychmiast wyłączyła przeraźliwe arie starego kocura naciskając wyłącznik w budziku.
- Dzisiaj zaczynam własną przygodę! - przypomniała sobie nastolatka szybko podnosząc się z ziemi. - Zostanę mistrzynią Pokemon. - wyszeptała do samej siebie z wielkim uśmiechem na twarzy. 
Alexandra pobiegła szybko do łazienki z przygotowanym wcześniej ubraniem w celu codziennej toaletki. Głośny trzask zamykanych drzwi wyrwał z błogiego snu ojca przyszłej trenerki przypominając mu o ważnym dniu dla córki. 
Najciszej jak potrafił wstał z łóżka, aby nie zbudzić ukochanej. Zamierzał zrobić idealne śniadanie dla najważniejszych kobiet w swoim życiu. Ciche szmery nie uszły uwadze małemu, żółtemu stworzonku, który był w stanie rozpoznać chód trenera po wielu latach wspólnych przygód.
Pikachu z radosnym nastawieniem pobiegł do kuchni w nadziei na zjedzenie smacznych przekąsek. Widząc swojego trenera wdrapał się na jego ramię w celu podglądnięcia smakołyków jakich przygotowuje. Mężczyzna posłał stworkowi przyjazny uśmiech ciesząc się z jego towarzystwa.
Ash Ketchum miał dzisiaj wyśmienity humor. Jego jedyna, ukochana córka zaczynała własną przygodę po regionie Kanto w celu zdobywania odznak. Mężczyźnie przypomniały się wszystkie niezwykłe rzeczy jakie przytrafiły się mu, kiedy w młodości podróżował z przyjaciółmi oraz złapanymi stworkami. Rozpierała go ogromna duma. Nigdy nie zapomni o własnych podróżach. Są one cząstką jego życia.
Z zamyśleń wyrwał go zapach przypalających się naleśników oraz piszczenie żółtego towarzysza do ucha. Mężczyzna w ostatniej chwili zareagował na wysyłane sygnały od podopiecznego. Wyłączył kuchenkę. Położył na stole lekko przypalone naleśniki posmarowane dżemem truskawkowym oraz bitą śmietaną. Obok talerza postawił żółty kubek z parującą, gorącą czekoladą.
- Nie sądziłem, że gotowanie jest takie trudne. - wyznał.
- Nie wiedziałam, że z Ciebie jest taki profesjonalny kucharz. - zauważyła kobieta z pięknymi kasztanowymi włosami. - Postarałeś się.
Ash uśmiechnął się uwodzicielsko w stronę żony.
- Tak, skarbie. - oznajmił. - Czasami potrafię przyrządzić przepyszne naleśniki.
- To jest jedyna rzecz, którą możesz przyrządzić, a ja nie musiałabym się wzywać straży pożarnej. - powiedziała Serena zbliżając się do ukochanego.
Para spojrzała sobie głęboko w oczy. Byli w sobie zabójczo zakochani od momentu wyznania wzajemnej miłości. Ich uczucie nigdy nie ustało, ale pogłębiało się wraz z wiekiem. Małżonkowie zaczęli się zbliżać do siebie w celu zapieczętowania miłości, kiedy pomiędzy nimi wcisnęła się nastolatka.
- Hej. - przywitała się. - Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.
Rodzice uśmiechnęli się na widok Alex.
- Skarbie, cudownie, że jesteś. - oznajmił Ash. Przytulił swoją szesnastoletnią córkę kręcając ją kilka razy w powietrzu. Dziewczyna przez ten czas się śmiała.
- Śniadanie ci wystygnie. - zauważyła Serena widząc Pikachu łakomie patrzącego na posiłek.
Nastolatka zaczęła konsumpcję potrawy w towarzystwie rodziców oraz żółtej myszki, która dostała naleśnika od córki trenera. Atmosfera była bardzo przyjemna oraz rodzinna.
Po skończonym śniadaniu Alexandra postanowiła wyruszyć do profesora Oaka po pierwszego Pokemona. Dziewczyna czuła niesamowitą radość oraz niepohamowaną chęć stoczenia bitwy z początkującym trenerem. Musiała ostudzić swój zapał na krótki moment, ponieważ zauważyła poważny wyraz twarzy ojca.
- Coś się stało, tato? - zaniepokoiła się.
- Nic, skarbie. - powiedział. Położył rękę na prawym ramieniu dziewczyny. - Widzimy się na mistrzostwach Ligii Kanto.
- Tak. - odpowiedziała z wielkim uśmiechem na twarzy. 
Pożegnała się ze wszystkimi Pokemonami rodziców.
- Kocham Was! - krzyknęła. 
Po czym energicznie pobiegła przez swoją rodzinną Alabastię w stronę laboratorium profesora Oaka.

Na obrzeżach pięknego i spokojnego miasta Alabastia mieścił się domek profesora Garego Oaka. Mężczyzna od pewnego czasu zastępuję swojego dziadka będącego na zasłużonej emeryturze podejmując wszystkie obowiązki znanego naukowca. Rówieśnik Asha świetnie sobie radzi w nowym fachu poświęcając się badaniom zachowań Pokemonów, ich naturze oraz uszczęśliwianiu przyszłych trenerów wręczając im startery. 
Były rywal Ketchuma początkowo nie chciał zastąpić swojego dziadka w obowiązkach tłumacząc się ambitniejszymi planami we własnym zawodzie. Zamierzał zająć się wykopaliskami oraz badaniem wymarłych Pokemonów. Dopiero prośby jego syna otworzyły mu oczy na rzeczywistość. Gdyby zaczął podróżować po najróżniejszych regionach oraz spełniać się zawodowo nie miałby żadnego kontaktu z rodziną. Postanowił się osiedlić w Alabastii zostając profesorem w Kanto. W ten sposób zawsze miał przy sobie najbliższych.
Gary nie żałował podjętej decyzji. Stał z kubkiem gorącej kawy czekając na dwójkę pozostałych trenerów. Pierwszym, który zaczął swoją podróż wraz ze wschodem słońca to jego jedyny syn, Drake. Potomek wybrał za swojego towarzysza wodnego Squirtla. 
Cisza została przerwana przez wyraźny hałas dochodzący z podwórka. Usłyszał głośny huk otwieranych drzwi jakby osoba chciała wyrwać je z zawiasów. To wielkie wejście smoka spowodowało, że Gary podskoczył z przerażenia wyrzucając kubek za okno. Popatrzył za swoim napojem z wyraźnym smutkiem, ponieważ nie zdołał nawet wypić jednego łyka.
- Dzień Dobry. - przywitała się Alex. - Przyszłam odebrać swojego Pokemona. 
- Ketchum. - pomyślał profesor widząc młodą dziewczynę będącą żeńską wersją jego dobrego przyjaciela. 
Posłał jej delikatny uśmiech.
- Chodź. - zdecydował. - Zostały tylko dwa startery: trawiasty Bulbasaur oraz ognisty Charmander.
- Squirtla wybrał Drake. - domyśliła się. - Zawsze chciał mieć wodnego stworka za swojego najlepszego przyjaciela. W takim razie wybieram...
Dziewczyna długo zastanawiała się na tą ważną decyzją. Niestety wraz ze zbliżającą się datą odebrania własnego Pokemona zaczęła coraz bardziej panikować biorąc pod uwagę wszystkie czynniki. Najbardziej idealnym wydawał się jej Squirtle, który posiadał obie cechy pozostałych starterów: waleczność Charmandera i wierność Bulbasaura.
Bulbasaur jest Pokemonem o bardzo miłym oraz lojalnym usposobieniu. Szybko przywiązuję się do trenera i nie stwarza problemów w czasie treningu. Ma przewagę nad typem wodnym. Posiada dwa typy: trawiasty i trujący, co daję mu przewagę w starciu z liderem sali specializujący się w kamiennych Pokemonach,
Charmander jest spokojnym stworkiem przypominającym małą, pomarańczową jaszczurkę. Jego kolejne ewolucje należą do trudniejszych wymagających od trenera silnego charakteru. Pokemon ma przewagę na typem trawiastym. Należy do ambitniejszych stworków uwielbiających bitwy oraz nieznoszących porażek.
Alex zdecydowała się na startera. Profesor cierpliwie czekał na decyzję nastolatki robiąc sobie przy okazji kolejną kawę.
- Bulba...
- Biorę Bulbasaura! - wykrzyknęła zdyszana blondynka zabierając sprzed nosa zdezorientowanej nastolatce Pokeball z trawiastym stworkiem. - Byłam pierwsza.
Po kilku chwilach do córki Ketchuma dotarł ważny fakt. Został jej zwinięty słodki maluch przez jej największą rywalkę.
Camila Lynn jest odwieczną przeciwniczką Alex od podstawówki. Blondynka uważa się za lepszą z powodu wielkiej fortuny oraz sukcesu rodziców: ojciec został mistrzem w Johto, a mama zyskała sławę jako najlepsza koordynatorka w Hoenn. Wytyka osiągnięcia swojej rodzinki na każdym kroku przypominając światu co pięć minut, że zostanie najlepszą trenerką. 
Camila jest szesnastoletnią nastolatką z długimi blond włosami. Posiada błękitne oczy, prosty nosek oraz idealną cerę. Ubiera się w markowe ciuchy z wyższych półek. Zazwyczaj ma na sobie białą bluzkę, jasnoróżową spódniczkę oraz białe trampki. Nigdy nie rozstaję się ze swoją różową torbą.
Wokół  niej kręcą się adoratorzy marzący, aby chociaż ten ósmy cud świata poświęcił  im najmniejszą uwagę. Camila wybrała już sobie księcia na białym rumaku. Zakochała się po uszy w Drake'u Oaku. Chłopak całkowicie ignoruje zaloty blondynki, ponieważ nienawidzi zadufanych w sobie osób. Do tego syn Garego uwielbia spędzać czas z Alex, z którą zna się od najmłodszych lat. Camila widząc, że ta dwójka dobrze się dogaduję postanowiła uprzykrzać życie córce Ketchuma.
- Wyzywam cię na bitwę. - oznajmiła Camila stanowczo nie biorąc pod uwagę żadnego sprzeciwu.
- Nie mam Pokemona. - przypomniała jej wkurzona Alex nie mająca ochoty zniżać się do tak niskiego poziomu, aby walczyć z typową blondynką.
- Został Charmander. - pokazała na Pokeball leżący na biurku profesora. - On przypada Tobie lub kolejnemu trenerowi mający szybszy refleks niż ty. 
Szesnastolatka zacisnęła mocno pięści. Nienawidziła jak ktoś wytykał jej błędy zwłaszcza irytująca, nieznośna rówieśniczka o małym ilorazie inteligencji. Dziewczyna ochłonęła i spokojnym głosem oznajmiła:
- Wygram z Tobą bez najmniejszego problemu. 
Alex sprawnym ruchem wzięła Pokeball i pewnym krokiem wyszła z pokoju pozostawiając w nim osłupiałą Camilę. Blondynka zagotowała się ze złości.
- Zobaczymy. - wyszeptała ze złowieszczym uśmiechem na twarzy.
Po czym udała się na boisko treningowe znajdujące się za domkiem profesora.
- Kobiety! - westchnął. - Same z nimi problemy!
Stwierdził Oak wychodząc za Camilą w celu zobaczenia pierwszej bitwy nastolatek.


Hej :)
Jak się Wam podoba? 
Następny rozdział jeszcze w tym tygodniu :D




niedziela, 17 lipca 2016

Hej :)

Jestem Ola. 
Postanowiłam zacząć pisać bloga o kreskówce mojego dzieciństwa, czyli Pokemonach. Mam nadzieję, że opowiadanie przypadnie wam do gustu. Pierwszy rozdział pojawi się w poniedziałek.